Prezentujemy wiersz Sebastiana Roya, uczenia III klasy Gimnazjum 16 w Szczecinie, uczęszczającego do Państwowej Szkoły Muzycznej II stopnia w klasie fortepianu; laureata konkursu poetyckiego Szczecin w słowie i w obrazie 2012; laureata Konkursu Języka Polskiego oraz Konkursu Matematycznego; humanisty, z zamiłowania pianisty; początkującego poety.

PRELUDIUM ORGANOWE

W każdym słupie katedry drgają cichym szeptem
Nikłe, mistyczne tony wąziutkich piszczałek.
Śpiewają Stwórcy ziemi, kiedy do nich rzekłem
STAŃ SIĘ, dając im życie czwartym manuałem.

Snują się zalęknione pomiędzy ławkami,
Przechodzą złoty promień, co idzie z witraża,
Unoszą pył z posadzek, wędrując nawami,
A z rzadka tylko któryś dosięga ołtarza.

Oplatają filary i pną się do góry,
By na moment zakwitnąć kadencją plagalną.
Krążą wokół kościoła, uderzają w mury
W chaosie i bezładzie wznoszą pieśń błagalną

o stałość, o porządek. Prośba wysłuchana
Zostaje, bo nagle z piszczałek zstępuje
Temat jasny i mocny, wieszczący Adama,
Co według wysokości dźwięki zszereguje.

To, co dotychczas jeno pustym kontrapunktem
Bez celu ni tematu idącym się zdało,
Po przybyciu Adama znalazło swe funkcje
I nieznaną dotychmiast harmonię zyskało.

Lekkie pasaże, co dotąd pod powałą biegły
Dopełnieniem do subdominanty się stały;
Dźwięk, niczym buhaj kroczący po bazie,
Opóźnieniem toniki stał się okazałym.

Wsze głosy, wziąwszy temat w osobie Adama
Poczęły słuchać wzajem, wzajem uzupełniać.
Jednakże z przeprowadzeń bijąca powaga
Zdawała się niepełna być i na coś czekać.

Adam, silny i dumny, przemieniał rejestry,
Zyskując od kontrapunktu poklask i pochwały.
Jednakże czegoś brakło. Piszczałek orkiestry
Polifonia Adamowi jednak nie starczała.

On, temat, wśród posłusznych głosów – towarzyszy
Szukał myśli, co byłaby mu chociaż równa,
Lecz nie znajdował. Kontrapunkt nigdy nie przewyższy
Tematu. Kiedy nagle wśród utworu tłumna

grupa nut w sopranie objawiła światu,
że nowa myśl muzyczna rodzi się do życia.
Adam zamilkł. Zrozumiał. Dla jego tematu
Bóg powołał równorzędną istotę z niebycia.

To była ona. Ewa, tak jemu podobna,
Lecz przy tym jak kunsztownie zdobna mordentami!
Podobna, bo tak lekka, szybka i ulotna
I śpiewająca czysto w jasnej, jońskiej skali!

Adam zagrzmiał z radości w basowym rejestrze
I pognał złączyć z Ewą swoje własne dźwięki,
Lecz gdy tylko się zbliżył, dysonans w powietrze
Wystrzelił, łamiąc delikatne Ewy wdzięki.

Ach, jakże przeraźliwa ich trybów różnica!
On przecież w minorowej, ona w jońskiej skali,
A półton między nimi – czystości strażnica,
Nie puścił ich do siebie, utrzymał w oddali! 

Miotał się Adam w wściekłej, bezsilnej swej złości,
Wbijając się głęboko w czeluście pedałów.
Ewa tymczasem radzi zmianę tożsamości,
Tańcząc po lśniących płytkach górnych manuałów.

Zmień tryb – szepce do niego – odrzuć czarny klawisz,
Co nam jeno przeszkadza w rychłym połączeniu.
Nikogo przecież tym jednym klawiszem nie zranisz,
Sprawisz, że odtąd będziem żyli w współistnieniu!

Zadrżał Adam, niepewny, co czynić należy,
Ale w lekką kadencję Ewy zasłuchany,
Najcudowniejszym trylem jej oczarowany,
Przekreślił bemol, co na ścieżce do niej leży…

TOCCATA

Organów ryk! Przestrachu krzyk!
I w basach grzmot! Krew, łzy i pot!
Prędko nadchodzi w dźwięków powodzi
Bóg, by człowieka wygnać stąd!

W piszczałkach huk! Manuał w stuk!
Pedały grzmią! A trąby brzmią!
Wzrok przenikliwy, miecz sprawiedliwy,
Wie Bóg, co ludzie ukryć chcą!

Potęgi ton! Grzesznikom won!
Odwrócił On swój święty Tron
Od tej ludzkości, co w upadłości
Diabłu i wężu oddała skłon!

Organów moc! W katedrze noc!
Piszczałek ryk! Bram ciężki skrzyp!
W tym zatraceniu, w tym potępieniu
Nowy dla ludzi życia tryb!!!

(***)

Gdy ręce zdejmę z manuałów,
A stopy uniosę z pedałów,
Dobry Bóg Ojciec się objawi,
Co dzieciom swoim błogosławi
Z witraża… nad ołtarzem… w dali…

 

Sebastian Roy

 


RECENZJA

Przepiękny hymn na cześć wirtuozerii organowej – tak należałoby nazwać PreludiumSebastiana Roya. Hymn tym bardziej szczególny, że składający się z trzech współbrzmiących części kompozycyjnych, merytorycznie zaś odnoszący się do tej sfery ludzkiego życia, jaką jest sakralny obrzęd odbywający się w świętym przybytku.

Preludium organowym zachwyca wszystko, i błyskotliwa koncepcja połączenia biblijnego stworzenia świata oraz człowieka z mistrzostwem organisty, i forma utworu ujęta w sławny trzynastozgłoskowiec z rymami żeńskimi przepleciony twardym męskim rymem, oddającym charakter toccaty, i wreszcie paradoksalne, niemalże barokowe zakończenie słownym akordem majorowy, dające w konsekwencji poczucie bezpieczeństwa i podkreślające swojskim ośmiozgłoskowcem maestrię artysty tworzącego dzięki muzyce nowe światy.

Utwór, jak już wcześniej było zasygnalizowane, jest tryptykiem. Część pierwsza to mistrzowska kreacja świata, stworzonego expressis verbis przez dźwięki wydobywające się z piszczałek organowych. Artysta stara się muzyką dociec Boskiej tajemnicy zapisanej na pierwszych kartach Księgi Rodzaju. Podobnie jak Stwórca świata, organista wydaje polecenie Stań się!, by rozpocząć muzyczny proces stwarzania. Paralelność biblijnej historii i koncertu organowego podkreśla sceneria, a mianowicie wszystko odbywa się w przestrzeni uświęconej przez rytuał wiary – w katedrze. W tym przybytku odbywają się tylko najważniejsze uroczystości, znajdują się tam najpiękniejsze witraże, zaś muzyka liturgiczna wypływa z najcudowniej brzmiących organów, uświetniających obrządek sakralny. Organista jest mistrzem niczym Mickiewiczowski Konrad. On tu i teraz, explicite tworzy nowe światy, posiada nadprzyrodzoną moc kreacji, zastrzeżoną tylko dla geniuszy. Muzyka, która wypływa mu spod stóp i palców, jest narzędziem wyrafinowanym, posiadającym czarodziejską moc. Przenosi ona człowieka w inny wymiar. I tak oto upersonifikowane tony po początkowym zamyśleniu i niezobowiązujących szeptach posłusznie składają się na historię Świata i Człowieka. To one wpływają na wyobraźnię i przenoszą słuchacza do biblijnego Raju, baśniowego ogrodu Eden. One przywodzą na myśl słynny fresk Michała Anioła Stworzenie Człowieka. Owo sakramentalne Stań się to nic innego jak Boski palec dotykający ręki Adama. Podmiot liryczny prowadzi jednak dalej słuchacza po muzycznej ścieżce przypominającej mistyczne dźwięki lutni Orfeja. Pragnienia pierwszego człowieka zostają zaspokojone: Bóg tworzy Ewę, równorzędną istotę. Ów epitet sugeruje, że „ja” liryczne nie tylko akceptuje emancypację kobiet, lecz – na wzór starożytnych filozofów, np. Platona – widzi w kobiecie identyczny potencjał człowieczeństwa, mimo tego, że biblijna historia przypisuje jej miejsce wtórne w stosunku do mężczyzny. Jest to także dowód na postępowość i nowoczesność myśli, która przecież może iść w parze z tradycją. Świeżość spojrzenia na mężczyznę i kobietę podkreślają liczne metafory, czasem bardzo delikatne w swej budowie. Określenie cech męskich i żeńskich kategoriami muzycznymi (minorowa i jońska skala) kojarzy się jednoznacznie. Podobny efekt wywołuje użyty w utworze bemol jako oznaczenie przeszkody, błędu, grzechu i buntu. W iście marinistycznym stylu autorowi udało się „odegrać” scenę namowy zjedzenia zakazanego owocu. Implikuje ona skojarzenia erotyczne, podkreślone przez peryfrazę: półton – czystości strażnica, który nie puścił ich do siebie, utrzymał w oddali! Połączenie sfery sacrum z amore profanum jest znanym chwytem poezji barokowej, lecz w analizowanym utworze zyskuje nową jakość. Miłość grzeszna oddaje w pełni skutek grzechu pierworodnego. Fizyczność jest bowiem zaprzeczeniem duchowości, jest także cechą świata doczesnego, podczas gdy duchowość należy do innego wymiaru, w którym znajduje się Raj, i w którym to Raju człowiek niegdyś przebywał. By do niego wrócić, należy wyzbyć się fizyczności i zmysłowości, towarzyszących zawsze erotyzmowi.

Aluzji literackich jest zresztą więcej. Warto zwrócić uwagę na użyty w piątej strofie archaiczny przysłówek dotychmiast, przysłówek w stylu Kochanowskiego (sic!). Przywołuje on najtrafniejsze skojarzenia i najlepsze wzorce literackie.

Koncept drugiej części Preludium zasadza się na wykorzystaniu rymów męskich, co koresponduje z gniewem Boga i wygnaniem człowieka z Edenu. Warto zwrócić uwagę na świadomy słowotwórczy „neologizm” w strofie trzeciej. W celu zachowania rytmiki, ale też podniosłości tematu, autor zastosował archaiczną końcówkę fleksyjną rzeczownika wąż w Celowniku: wężu, analogicznie do diabłu. Ten zabieg językowy stwarza wrażenie iluzji, serdeczności i zapowiada szczęśliwe zakończenie. Tak się też bowiem dzieje. Po piorunującej Toccacie, przywodzącej na myśl Hymny Kasprowicza, część trzecia Preludium jest azylem dla skołatanej duszy ludzkiej. Okazuje się bowiem, że wygnanie z Raju wcale nie musi oznaczać potępienia. Jest raczej próbą sił człowieczych, jego wolnej woli, świadomości, podejmowania decyzji i brania za nie odpowiedzialności, kreacji. Jesteśmy podobni Bogu, a więc mamy część Jego władzy- możemy sami tworzyć! Owszem, nie przekroczymy nigdy bariery śmierci, bo wtedy stalibyśmy się Bogiem, lecz nie znaczy to wcale, że życie doczesne musi być przekleństwem. Okazuje się, że tu, na ziemi człowiek może stworzyć taki świat, który także może być piękny, prześwietlony promieniami słońca płynącymi przez szybki witraża w monumentalnej katedrze.

W kontekście Preludium Roya jakże świeżo brzmią słowa św. Augustyna: Kto śpiewa, dwa razy się modli. Hołd złożony muzyce organowej w analizowanym wierszu jest dowodem na aktualność meliczności ludzkiego życia. A przecież pisał o tym także nieśmiertelny Leśmian w swym utworze Dąb. Wydaje się więc, że Pitagorejska harmonia sfer przeżywa swój renesans i pewnie rację miał stary filozof, uważając Logos (Bóstwo) za źródło jedności i centrum harmonii kosmosu.

Emil Michorzewski