Jaka smaczna liturgia!
Chwalcie Pana na cytrze i harfie, na rogu i na bębnach – wołał biblijny Dawid. A na gitarze? Jeśli miejscowy biskup się zgodzi – odpowiadają liturgiści.
Msza za duszę Jana Pawła II na stadionie chorzowskiego Ruchu. Obok siebie stoją (po raz pierwszy zgodnie) kibice GKS-u, Górnika, Ruchu, Odry i innych śląskich drużyn. Między kolorowymi szalikami znicze. Gdzieniegdzie puszki piwa. Jupitery świecą pełną mocą. Atmosfera pikniku. Nadchodzi psalm responsoryjny. Ku zaskoczeniu wszystkich kilku młodych chłopaków z chorzowskiej scholi „Circulum” zaczyna go śpiewać a cappella na orientalną, bizantyjską nutę. Słychać mocne, męskie głosy. Cały stadion zamiera w skupieniu. Tradycyjna pieśń przemienia atmosferę pikniku w liturgiczne święto. Jak wiele trzeba, by nasze niedzielne niemrawe liturgie zamieniały się w „przedsionki nieba”?
Założyciel Wspólnoty Błogosławieństw Brat Efraim już dawno zauważył, że tam, gdzie we Francji zadbano o liturgię, kościoły się zapełniły. Świetnym przykładem jest paryski kościół św. Gerwazego, gdzie liturgię uroczyście prowadzą pustelnicy ze Wspólnot Jerozolimskich. Świątynia jest pełna, Francuzów przyciąga piękno celebrowanej tam liturgii. A celebracje Triduum
Paschalnego u krakowskich dominikanów? Gdy znajomi wybrali się na nie przed rokiem, długo przed Mszą nie znaleźli miejsca w środku świątyni. Kościół pękał w szwach. Akcja liturgiczna porywa tak bardzo, że nikt nie patrzy na zegarek. Warto jednak pamiętać, że bracia kaznodzieje zbierają owoce bardzo długiej pracy. Ich schola intensywnie ćwiczy już od wielu lat. Nasze liturgie ożywiają też coraz częściej kanony z Taizé. Słychać je zresztą i w Berlinie, i w Kijowie, i w afrykańskim buszu.
– Zwróćmy jednak uwagę, że i Taizé, i wspólnoty francuskie w swojej modlitwie czerpią z form bardzo tradycyjnych – zaznacza liturgista o. Tomasz Kwiecień. – Kanony z Taizé oparte są na tradycyjnych, ważnych tekstach chrześcijańskich. To, że mają nową szatę muzyczną, nie zmienia faktu, że są zakorzenione w ogromie antycznej tradycji liturgicznej. Podobnie jest ze Wspólnotą Błogosławieństw, której liturgia jest dość eklektyczna: w niedzielę śpiewają chorał gregoriański, wielogłos w dni powszednie, w sobotę na żydowską nutę. Ale to jest specyfika tej wspólnoty, celebrują przy tym z wielkim pietyzmem, z szacunkiem, wiele rzeczy mi się tam ogromnie podoba, świętowanie szabatu jest piękne. Wykorzystują – znowu – przede wszystkim formy tradycyjne. To, co reforma zagubiła, to właśnie pewne formy tradycyjne. Teoretycznie, zza biurka, uznano, że już nie mają mocy wyrazu. Te formy mają szansę powrócić do kościołów. Trzeba przekonać księży. Przekona się księży, przekona się resztę. – uśmiecha się dominikanin. Są księża, których nie trzeba przekonywać.
Ks. Teodor Suchoń z Chwałowic opowiada, że pieczołowicie przygotowywana liturgia paschalna przyciąga z roku na rok coraz większe rzesze wiernych. Identyczne doświadczenie ma ks. Marek Szkudło, proboszcz z Jastrzębia.
– Gdy przygotowaliśmy długą, pięknie celebrowaną liturgię pierwsza reakcja była nerwowa: ojej, jak to długo… Naraziłem się ludziom – śmieje się kapłan – ale już niedługo wielu pytało: kiedy znowu będzie u nas taka piękna liturgia? Zaczęli sami za nią tęsknić. Bo ludzie muszą zasmakować, skosztować piękna. Trzeba tylko wprowadzać ich w znaki. Muszą poznać ich treść. Jeśli rozumieją znak, wiedzą, o co chodzi, chętniej w czymś uczestniczą.
– Wrogiem liturgii jest pośpiech – pisze publicysta Jakub Żmidziński – Warto sobie uświadomić, jak długo niegdyś trwały nabożeństwa i jak długo trwają do dzisiaj w Kościele prawosławnym. Czas liturgii jest czasem świętym i nie można go upodabniać do wydarzeń świeckich.
Nie zawracaj gitary
Kolejne kongresy muzyki liturgicznej alarmują: śpiewamy coraz mniej i niedbalej. Więcej: wszystkie powtarzają, że gitara jako instrument nieliturgiczny powinna zniknąć z kościołów. Na wprowadzenie innych, poza organami, instrumentów do liturgii powinien wyrazić zgodę biskup danej diecezji. – Jest źle – woła ks. prof. Kazimierz Szymonik, muzykolog z UKSW – w wielu polskich kościołach nie przestrzega się podstawowych zasad nakreślonych w dokumentach. Wszystkie pieśni wykonywane podczas liturgii muszą mieć akceptację na poziomie Episkopatu lub przynajmniej diecezji. W polskich kościołach króluje bezprawie. Co jednak robić, gdy w wielu naszych świątyniach śpiew animują młodzieżowe schole, którym przygrywa gitara? Wyrzucić ją z liturgii? – Nikogo nie będziemy wyrzucać – śmieje się muzykolog ks. Antoni Reginek. – My po prostu przypominamy, że tradycyjnym, liturgicznym instrumentem są organy. A gitara? Kojarzy nam się raczej z rozrywką, pielgrzymką, spotkaniem młodzieży. Bronimy jednak przed nią liturgii. Właśnie wróciłem z Mszy dla dzieci. Śpiewały rytmiczne, skoczne piosenki przy dźwiękach gitary. A ja mam jedną wątpliwość: takie dziecięce, młodzieżowe Msze na pewnym etapie się kończą. I dorastająca młodzież pójdzie do kościoła i stanie w milczącym tłumie. Dlaczego? Bo nie zna tradycyjnych pieśni Kościoła, nigdy ich nie śpiewała. Wszystko zależy jednak od wewnętrznego wyczucia – dodaje ks. Reginek – Jak się na tej gitarze gra? Jeśli jest to nastrojowa gra, nie widzę problemów. Podobnie jak z fletem. Ale pytanie najważniejsze: czemu to służy? Jeśli jedynie jakiemuś koncertowi czy artystycznej prezentacji, to wtedy mam ogromne wątpliwości, ale jeśli jest to forma uaktywnienia wiernych do śpiewu, to zgadzam się na te instrumenty. Pamiętajmy też, że istnieją Msze dla małych wspólnot: oazy, Odnowy w Duchu Świętym, neokatechumenatu, Dzieci Maryi. I one mają swoją specyfikę, rządzą się trochę innymi prawami. Ale na Mszy, gdzie jest przekrój ludzi: od najmłodszych do najstarszych, wymaga się uszanowania tradycji – podkreśla ks. Reginek. Wiele parafialnych scholi wprowadza do liturgii coraz to nowe pieśni. Tymczasem zasób nagranych polskich ludowych pieśni religijnych przekracza aż 20 tysięcy! Samych kolęd i pastorałek jest prawie 2 tysiące. – To one mogą stanowić o naszej tożsamości, tak jak tańce irlandzkie, rytmy andyjskie, hinduskie mantry dla ich tradycyjnych wykonawców. Zakopaliśmy ogromny skarb, który trzeba na nowo wydobyć i oczyścić – opowiada Jakub Żmidziński. – Po co kombinować? – dziwi się ojciec Tomasz Kwiecień. – To byłoby zachowanie człowieka, który co prawda ma mercedesa w garażu, ale koniecznie musi sobie skonstruować nowy samochód. A znany z telewizyjnego programu „Warto rozmawiać” muzyk Jan Pospieszalski alarmuje: gdyby ktoś podszedł do ołtarza Wita Stwosza i zaczął odrąbywać kolejne figurki, zostałby uznany za barbarzyńcę. Ale gdy na naszych oczach zanikają kolejne pieśni kościelne, to nie robimy prawie nic. A to przecież depozyt naszej kultury.
Cały plac zdębiał
Czy można zmiany w liturgii narzucić odgórną drogą administracyjną? – pytam Marcina Bornus-Szczycińskiego, wybitnego znawcę chorału gregoriańskiego. – Myślę, że można. Pokazuje to Cerkiew prawosławna w Rumunii. W ciągu dwudziestu lat zmieniła całkowicie styl liturgii: przeszła od śpiewu polifonicznego na jednogłosowy, bizantyjski. I to z wielkim sukcesem. Były, rzecz jasna opory wiernych, ale zmianę wprowadzono z wielką rozwagą. Muzykę wielogłosową, hołubioną przez lud, pozostawiono jedynie w małej części liturgii, reszta to jednogłosowy śpiew Wschodu. Myślę, że polscy biskupi mogliby wyeliminować gitarę z liturgii. Ale przymykają oczy, bo niewielu to przeszkadza.
– A panu przeszkadza? – pytam. – Ja nie demonizowałbym gitary. Nie jest instrumentem liturgicznym, to jasne. Ale często ratuje liturgię. Bo gitara na Mszy to efekt pustyni, tego że śpiew zamiera, a górę w liturgii bierze recytacja. Kiedyś na własnej skórze doświadczyłem jednak tego, że gitara może uratować akcję liturgiczną. Byłem w Wielką Sobotę na Sardynii. Stoję zdziwiony, bo nikt nie śpiewa. Groźna sytuacja. A ja boję się, że zaraz usłyszę suchą recytowaną informację, że „Alleluja” (śmiech). I wtedy na szczęście wtargnęły nastolatki z gitarą, szarpnęły druty i krzyknęły w sposób muzyczny „Alleluja” i uratowały liturgię! Wierzę, że piękna liturgia jest w stanie porwać ludzi. Wielu po pogrzebie JanaPawła II opowiadało, że oczarował ich jej wschodni ryt, modlitwa nad trumną. A to bardzo ciekawa sprawa. Ja nawet tuż po pogrzebie napisałem list do kard. Ratzingera. To chyba ostatni list, jaki dostał, zanim został Benedyktem XVI – śmieje się Szczyciński – Pogrzeb Papieża był małym paradoksem. Usłyszeliśmy piękny śpiew kościołów unickich, który sprawił, że plac świętego Piotra i ulice Rzymu zamarły w zachwycie. Ludzi zamurowało, a to we Włoszech niespotykane! Pieśń śpiewali przedstawiciele maleńkich bardzo różnych Kościołów mniejszościowych, którzy mieli ogromne kłopoty ze znalezieniem jakiegoś wspólnego elementu liturgii. I w końcu zdecydowali się na grekę, na ryt grecki. Ale pojawił się problem: w tych Kościołach kantorów spełniających te standardy jest niesłychanie mało. Czyli z punktu widzenia wschodnich standardów to byli kantorzy dziesiątej kategorii! I ci kantorzy dziesiątej kategorii wyszli, zaśpiewali i… nas zamurowało.
Niesamowite, prawda? A tuż obok nich siedział patriarcha Grecji, który ma w jurysdykcji na przykład cała górę Atos, a jego pierwszym kantorem tytularnym jest znakomity Lycourgos Angelopulos. Ale niestety ze względu na stan naszej ekumenii niewyobrażalne było, by zaśpiewał na pogrzebie Jana Pawła II. A śpiewał na przykład na festiwalu „Pieśni naszych korzeni” w Jarosławiu. Taki bolesny paradoks.
Jezus umarł na darmo?
– Czekam na normalne śpiewniki kościelne, w których nie byłoby rzewnych szansonetek uwłaczających godności miejsca – opowiada o. Kwiecień. – W których byśmy nie śpiewali o tym, jacy to my jesteśmy zakochani w Panu Jezusie, kiedy nie jesteśmy, albo że nasze serca zimne jak lód i próżny dla nas Twej męki trud, co jest absolutną herezją. W większości kościołów w Polsce w pierwszy piątek miesiąca wyznaje się nieskuteczność męki Chrystusa. Dopóki się nie wykona tej pracy, rzewne szansonetki będą zastępowały sakralne śpiewy. To tylko pokazuje, że liturgia wymaga wysiłku, pracy i że tę pracę muszą przede wszystkim wykonać duchowni, ponieważ władzę ma tutaj ksiądz. Tu się odwołuję do formacji w seminarium. Reforma powinna iść przede wszystkim przez reformę edukacji w seminariach. Zawsze tak było, w całej historii chrześcijaństwa. Ostatecznie, to duchowieństwo będzie później pracować w parafiach, ono będzie wyznaczać standardy. To ksiądz będzie zatrudniał organistę i dawał mu takie, a nie inne zlecenia. Jeżeli ksiądz będzie człowiekiem wrażliwym na piękno, jeżeli będzie cenił tradycję, to ta wrażliwość zaszczepi się u parafian.
– Widzę, jak bardzo w akcji liturgicznej pomaga nasz wydany niedawno na Górnym Śląsku śpiewnik – dopowiada ks. Antoni Reginek – Jest tam bardzo wiele śpiewów tradycyjnych, ale też nowe pieśni, które można wprowadzić do liturgii. Nie chcemy też, by ludzie wyśpiewywali herezję i w naszym śpiewniku zmieniliśmy „nasze serca zimne jak lud i próżny dla nas twej męki trud” na „czyż próżny dla nas twej męki trud”. A to już nie to samo – uśmiecha się ks. Reginek.
Marcin Jakimowicz
(powyższy tekst pochodzi z Gościa Niedzielnego z dnia 18.11.2005)