Czy polska muzyka kościelna to kicz?


Grzech zaniedbania ze strony Kościoła, „prostytucja z antykulturą”, „bezprawie uprawiane na liturgii” – tak wyrażają się specjaliści o stanie polskiej muzyki kościelnej. Dyskusję podjęli w Częstochowie.

– Gdyby ktoś podszedł do ołtarza Wita Stwosza i zaczął odrąbywać kolejne figurki, to zostałby uznany za barbarzyńcę. Ale gdy na naszych oczach zanikają kolejne pieśni kościelne, to nie robimy prawie nic. A to przecież depozyt naszej kultury – mówił Jan Pospieszalski.

Jego zdaniem, jesteśmy świadkami głębokiego kryzysu muzyki kościelnej a zarazem pewnej schizofrenii. – Z jednej strony mamy Pendereckiego, Kilara i Góreckiego, którzy tworzą kulturę światową i mają w swoim dorobku mnóstwo dzieł religijnych. Z drugiej strony, muzyka kościelna w ich ojczyźnie stoi na bardzo niskim poziomie – zauważył. Według Pospieszalskiego, nie można mówić o ukochaniu Chrystusa w Najświętszym Sakramencie, jeśli gra się przy Nim złą muzykę.

Słów krytyki nie szczędził również ks. prof. Kazimierz Szymonik, muzykolog z UKSW. – Jest źle i to widzimy. Jak być powinno, to napisane jest w dokumentach kościelnych. Szkoda, że się tego nie realizuje. – Według niego, brak zainteresowania problemem ze strony władzy kościelnej to po prostu grzech zaniedbania.

Zdaniem ks. Szymonika w wielu polskich kościołach nie przestrzega się podstawowych zasad, nakreślonych w oficjalnych dokumentach. – Wszystkie pieśni wykonywane podczas liturgii muszą mieć akceptację na poziomie Episkopatu lub przynajmniej diecezji. Dlatego uważam, że to, co się dzieje w polskich kościołach, to bezprawie – zaznaczył.

Innym problemem jest nienajlepsza edukacja muzyczna kleryków w seminariach. – Mają oni w sumie 160 godzin muzyki. Po studiach muzycznych to by im wystarczyło, ale dla tych, którzy z muzyką kościelną stykają się po raz pierwszy dopiero w seminarium, to stanowczo za mało. I tacy ludzie później decydują o kształcie muzyki kościelnej. To jest po prostu tragedia! – mówił ks. Szymonik.

W niektórych seminariach dzieją się rzeczy skandaliczne. – W Siedlcach przyszedł do seminarium na rok jako nauczyciel śpiewu ksiądz, który powiedział klerykom: „Nienawidzę chorału gregoriańskiego. Mam nadzieję, że po tym roku wy też go znienawidzicie”. A to przecież jest wbrew regułom, bo nauka chorału jest obowiązkiem – podkreślił ks. Szymonik. Sam podjął próbę zrobienia w seminarium czegoś więcej ponad to, czego wymagają dokumenty i spotkał go zawód. – Nie ma klimatu do tego, by kształcić księży muzycznie. Gdy rozszerzyłem zakres kształcenia, to wyśmiewano kleryków, że z seminarium zrobili sobie szkółkę muzyczną – dodał.

Jego zdaniem, kluczem do rozwiązania problemu jest właściwa edukacja muzyczna w seminariach. – To właśnie spośród tych kleryków wyjdą kiedyś biskupi oraz proboszczowie i to od nich będzie zależał stan muzyki w polskich kościołach – wyjaśniał ks. Szymonik.

Nadzieją są także księża-entuzjaści, którzy na własną rękę próbują coś robić w obrębie swoich parafii. Dokształcają się prywatnie w szkołach muzycznych, choć nikt ich tam oficjalnie nie posyła. Jednak ich zapał jest często gaszony przez proboszczów. – Jeden ksiądz powiedział, że cokolwiek by chciał zrobić w parafii, a wymagałoby to dodatkowych kosztów, to i tak przegra z wywrotką piachu – ubolewał ks. Szymonik.

Ks. Andrzej Zając ze Stowarzyszenia Muzyków Kościelnych widzi nadzieję także w muzykach kościelnych, np. organistach. – Moja rada: postawić na dobre wykształcenie muzyków kościelnych, dawać im dobre uposażenie w parafii i nie przeszkadzać, a dobre efekty będą widoczne już za kilka lat – zaznaczył.

Przypomniał, że wszystkie te zjawiska dzieją się na tle ogólnych przemian kulturowych. – Z jednej strony mamy muzykę autorstwa wielkich kompozytorów. Z drugiej strony jest muzyka pop, która trwa chwilę, jest „jednodniowa” na zasadzie „znudzi się, to tworzymy kolejną piosenkę”. Pomiędzy tymi tendencjami balansuje muzyka religijna, która musi stać na wysokim poziomie, ale mieć też funkcję użytkową – wyjaśniał ks. Zając. Zaznaczył, że nie chodzi tu o mieszanie w liturgii muzyki kościelnej z muzyką popularną. – Kard. Ratzinger powiedział wręcz, że to nie jest żadna inkulturacja, ale „prostytucja uprawiana z antykulturą” – przypomniał.

Dr Remigiusz Pośpiech z Uniwersytetu Opolskiego przekonywał, że ratunek jest w ścisłej współpracy liturgistów z muzykami. – To dwa płuca. Każda czynność liturgiczna powinna być wcześniej przygotowana pod względem liturgicznym i muzycznym. Bez tego przyszłość widzę w czarnych barwach – podkreślił.

Co zrobić, żeby było lepiej? – Trzeba otworzyć przestrzeń debaty. Przepisy są, autorytety są, uczelnie są, ale istnieje przepaść między nimi, a praktyką – twierdzi Jan Pospieszalski. Mówił dalej: – Jestem człowiekiem mediów. Przyzwyczaiłem się, że jak coś się dzieje rano, to wieczorem jest już odzew w mediach. Dlatego dla mnie jest niedopuszczalne czekanie aż dwa lata na kongres muzyków, który coś ustali, to zostanie wydane i może wtedy zacznie się jakiś nacisk na Episkopat. A przecież w tym czasie zostaną wychowane dwa roczniki dzieci, które podczas swojej Pierwszej Komunii usłyszą muzykę na zastraszającym poziomie – ubolewał.

Według niego trzeba podnieść także prestiż organisty. – To skandaliczna sytuacja, gdy np. organista z Raszyna nie może przyjechać na dzisiejszą dyskusję, bo nie ma pieniędzy. Dlaczego? Bo za mało zarabia. Trzeba coś z tym zrobić! – apelował.

Dla Pospieszalskiego wielką nadzieją są ludzie młodzi, w których tkwi wręcz gigantyczny potencjał. – W tym roku w Sylwestra pojechało do Budapesztu aż 27 tys. Polaków tylko po to, by razem z braćmi z Taize modlić się śpiewem wielogłosowym. Nie narzekajmy więc, że młodzi nie chcą śpiewać, bo chcą, ale trzeba ich porwać – wyjaśniał.

Nie trzeba jednak jechać aż do Budapesztu, żeby usłyszeć piękny śpiew. Dowody można znaleźć choćby w kościołach ojców dominikanów. – Ich Msze młodzieżowe i studenckie gromadzą tłumy i stały się już legendarne. Mniejsza o różne zastrzeżenia do chorału w ich wykonaniu, ale to przecież wielki potencjał – mówił Pospieszalski.

Według niego trzeba także korzystać z doświadczenia i siły, tkwiącej w najważniejszych wspólnotach działających w polskim Kościele. Największy wpływ na kształt liturgii w Polsce ma Neokatechumenat, Odnowa w Duchu Świętym oraz Ruch Światło-Życie. – Neokatechumenat ma co prawda duże zasługi duszpasterskie, ale ich piosenki opierają się najczęściej na czterech chwytach gitarowych. Odnowa w Duchu Świętym potrafi przez cały rok wałkować jedną pieśń uwielbienia. Największe zasługi ma Ruch Światło-Życie, który wprowadził mnóstwo pieśni prostych, może kiczowatych, ale rozśpiewał młodych. To są dziesiątki tysięcy ludzi i trzeba ich jakoś zapalić – apelował Pospieszalski.

Powyższy tekst pochodzi ze strony KAI, jest to wycinek dyskusji zorganizowanej w ramach festowalu „Gaude Mater”, w której wzęli udział m.in. muzyk Jan Pospieszlaski oraz muzykolog ks. Kazimierz Szymonik.