Jak się ma jazz do muzyki liturgicznej?

Jak się ma jazz do muzyki liturgicznej? Gdy ukazała się pierwsza płyta „Arki Noego”, była to zupełna nowość na rynku muzyki chrześcijańskiej. Nie było wówczas w Polsce dziecka, które by nie miało na ustach piosenek tej grupy. Od tego czasu z niepokojem obserwuję najmłodszych amatorów muzyki żywo reagujących na tego typu przedsięwzięcia i na ich zmieniającą się pod wpływem tego percepcję sztuki w ogóle. Pomimo niezaprzeczalnie szlachetnych chęci autorów tego chwalebnego dzieła, nie da się nie zauważyć niedbałości o aspekt pedagogiczny w zakresie muzykologii, a co za tym idzie niespecjalne zapotrzebowanie na coraz bardziej wysmakowane formy dydaktyzmu sensu largo. I tak widzimy owoc, poczynając od siostry zakonnej z gitarą na Mszy św. i dzieci śpiewających „Taki duży…” (o ile tak to można nazwać, bo zazwyczaj na wzór „Arki Noego” drą się zachęcane przez ową siostrę wg zasady im głośniej tym lepiej, nie zważając na defekty gardła mogące wystąpić po latach), kończąc na dorosłych, którzy przychodzą na Msze dla dzieci z powodu łatwiejszego przekazu Słowa Bożego. Ludzie! Masowa infantylizacja narodu trwa, i przywilej, którym jest możliwość wykorzystania narzędzia w rękach artysty, nie może być dla niego obojętny wobec ewentualnej partycypacji w owym zjawisku. Jako człowiek, któremu na sercu leży dobro muzyki liturgicznej, nie mogę pozostać indyferentny wobec kolejnego kroku w stronę zanikania wśród nas poczucia sacrum, mianowicie ukazania się w sprzedaży nowej płyty zespołu „Oweyo” pt. „Pieśni Kościoła”. Co do strony technicznej, według...

Czytaj więcej